Tłumaczenie przekazu marketingowego na język obcy a PR firmy
Każdy z Was zapewne pamięta przypadek Mitsubishi, które nie zwróciło uwagi na to, iż nazwa Pajero w Hiszpanii oznacza mężczyznę lubiącego się onanizować? Ten tylko przykład pokazuje, jak ważne jest przy wprowadzaniu produktu na rynek zagraniczny baczne zwrócenie uwagi na język naszego przekazu marketingowe, a zwłaszcza na nazwy naszych brandów, które niekoniecznie się muszą w danym kraju dobrze kojarzyć.
W odróżnieniu od Mitsubishi Rolls-Roys Motor Cars pomyślał o tym wprowadzając na rynek niemiecki model Silver Mist. Dzięki temu zamiast jeździć „srebrnym gnojem” (niem. mist – gnój) , jego nabywcy z nad Renu bez uczucia zażenowania mogli wsiadać do „srebrnego cienia” (Silver Shadow). Jedno słowo, a tyle zmienia…
Tłumaczenie a public relations
Taki błąd, jak miało to miejsce w przypadku Mitsubishi, to poważne wyzwanie dla agencji public relations naszej firmy. Trudno bowiem tu coś sensownego zrobić, żadna bowiem nawet najlepsza kampania promocyjna nie przykryje faktu, że klientom hiszpańskojęzycznym oferuje się samochód terenowy o wdzięcznej nazwie „onanista” (i to z napędem na cztery koła).
Dlatego też zamiast dawać PR-owcom „mission impossible” do wykonania lepiej od razu pomyśleć o zatrudnienia fachowych tłumaczy, którzy zajmą się obsługą „językową” naszego produktu. I nie chodzi tutaj tylko o kwestię tego, jak nazwa brandu kojarzy się w danym kraju, ale także o przetłumaczenie wszystkich dokumentów, etykiet czy opisów z nim (produktem) związanych.
Jeśli jednak sami nie chcemy się tym zajmować, możemy zlecić poszukiwanie odpowiednich fachowców agencji PR, z którą współpracujemy. Powinniśmy jednak uczulić jej pracowników na to, ażeby tłumaczenia, które otrzymamy, szły z „duchem” i linią strategii marketingowej, którą wybraliśmy. Bo nic nam bowiem nawet po znakomitym przekładzie, które zupełnie nie odzwierciedla tego, co chcieliśmy przekazać potencjalnym nabywcom naszego produktu.